O zbieractwie owoców lasu pisaliśmy niejednokrotnie i aż dziw bierze, że do tej pory nie poruszyliśmy tematu orzechów dębowych. Co prawda w chwili obecnej są jeszcze niedojrzałe, by je zbierać i trzeba ze dwa miesiące poczekać. Jednak już teraz, chcemy Wam zaakcentować temat i zachęcić do jesiennych zbiorów, bo na prawdę warto.
Orzechy dębu mają wiele zastosowań kulinarnych. O tym, że mielone stosuje się jako dodatek smakowy do kawy, już wspominaliśmy. Wystarczy dojrzałe, brązowe żołędzie wygotować, a następnie przed zmieleniem ususzyć. I podpowiemy Wam od razu, że najlepiej w takiej suszarce do grzybów. Rozłożone przez nas po ugotowaniu na gazecie, w suchym i ciepłym miejscu (pod piecem), spleśniały.
Chwilę wcześniej pisaliśmy o gotowaniu żołędzi dębu. Ta podstawowa obróbka termiczna jest niezbędna, by pozbyć się związku zwanego taniną, która powoduje że orzechy dębu są gorzkie. Im mniej dojrzałe i mniej brązowe, tym bardziej gorzkie. Dlatego najlepiej zbierać żołędzie późną jesienią, kiedy łupka zaczyna powoli pękać. A po prawdzie, to najlepsze są te zbierane spod drzewa. Łatwiej się je obiera i nie trzeba ich długo gotować, bo stosunkowo szybko stają się miękkie i tracą gorycz.
Gotowane żołędzie świetnie nadają się jako zamiennik ziemniaków do obiadu, czy jako dodatek do zupy. I nie martwcie się. Żołędzie nie dość, że nie są trujące, to na dodatek zawierają całe mnóstwo substancji odżywczych oraz witamin deklasując tym, chętnie pożeranego przez nas wszystkich na co dzień ziemniaka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz