Ledwie dwa kilometry od stacji kolejowej w Bad Schandau otworzył się przed nami taki widok: spokojna Łaba, soczysta zieleń i na ostatnim planie monumentalna twierdza Königstein. Już na początku było jasne, że trasa zapowiada się wyjątkowo malowniczo.
U stóp murów jednej z największych górskich warowni Europy czuć było, jak ogromna jest ta budowla. Podejście zajmowało około 25 minut w umiarkowanym tempie, a bilet wstępu kosztował 16€ dla dorosłych. Na spokojne zwiedzanie trzeba by było zarezerwować kilka godzin, więc musieliśmy odpuścić - naszym celem był słynny most Bastei.
Malownicze miasteczko u stóp Bastei przywitało nas kwiatami i spokojnym rytmem turystycznego dnia. Wąskie uliczki, kolorowe domy i zapach jedzenia z licznych restauracji tworzyły atmosferę typowego kurortu, w którym aż chciało się zatrzymać na dłużej. Stąd zaczynało się podejście na słynny most skalny.
Ikona Szwajcarii Saksońskiej - kamienny most przerzucony nad skalnymi iglicami. Z daleka wyglądał jak sceneria z filmu fantasy, a w rzeczywistości przyciągał tłumy turystów. Samo wejście na most było darmowe, ale część dodatkowych punktów widokowych, znajdujących się za tzw. palisadą, była zamknięta. Konstrukcje wyglądały na mocno zardzewiałe i wymagające remontu - to oczywiście nasz domysł, ale sprawiały wrażenie dawno nieużywanych. O ruinach zamku niewiele możemy powiedzieć, bo tym razem umknęło nam to z planu.
To właśnie one były największą nagrodą za podejście. Pionowe ściany skalne wyrastały z morza zieleni, tworząc fantazyjne iglice i mury, jakby natura sama budowała swoje twierdze. Z jednej strony rozciągała się dzika panorama skalnego labiryntu, z drugiej - szeroka dolina Łaby, którą przecinała kolej i wstęga drogi. Tu człowiek czuł się naprawdę maleńki wobec krajobrazu.
Po zejściu z Bastei wróciliśmy nad Łabę. Prom zabierał turystów praktycznie bez przerwy, od brzegu do brzegu, a przejazd kosztował 1,5€ w jedną stronę dla dorosłych. Z wody miasteczko prezentowało się jeszcze ładniej - z ruinami zamku nad wzgórzem i rzędem kolorowych domów przy samej rzece.
Po zejściu z Bastei trafiliśmy do Pirny - miasteczka często nazywanego bramą do Szwajcarii Saksońskiej. Starówka urzekała brukowanymi uliczkami, kolorowymi kamienicami i kawiarnianymi ogródkami, w których życie płynęło spokojnym rytmem. To był przystanek pełen uroku, ale nie koniec drogi - do Drezna wciąż pozostawało 18 kilometrów jazdy wzdłuż Łaby.
Po blisko pięćdziesięciu kilometrach jazdy wzdłuż Łaby dotarliśmy do Drezna. Miasto powitało nas barokowym przepychem - dziedzińce Zwingera z fontannami i rzeźbami, wyglądały jak dekoracja z innego czasu. Po drodze były i twierdze, i skalne mosty, i malownicze miasteczka, ale to właśnie tutaj, w sercu stolicy Saksonii, zakończyliśmy naszą rowerową wędrówkę.
Szwajcaria Saksońska na rowerze okazała się połączeniem natury i historii, gór i rzeki, wysiłku i odpoczynku. Trasa z Bad Schandau przez Königstein, Bastei, Rathen i Pirnę do Drezna to świetna propozycja na jeden intensywny dzień w siodle - pełen widoków, które zostają w pamięci na długo.