Przy lekkim mrozie w sobotni poranek, to całkiem fajna opcja na relaks :)
Warto teraz przeczytać - posty z poprzednich lat
niedziela, 2 grudnia 2018
Grudniowy spacerek
To miał być niepozorny spacer, a zrobiło się z tego całkiem niezłe 23km.
Przy lekkim mrozie w sobotni poranek, to całkiem fajna opcja na relaks :)
Przy lekkim mrozie w sobotni poranek, to całkiem fajna opcja na relaks :)
Etykiety:
Kąty Wrocławskie,
włóczęga,
zima
Lokalizacja:
55-080 Romnów, Polska
piątek, 16 listopada 2018
Pierwszy wypad do Kotła Łomniczki
To
miało być zwykłe przejście z Karpacza przez Kocioł Łomniczki, Dom
Śląski, a dalej za niebieską farbą Czarnym Grzbietem do Jelenki, później
Suchej Przełęczy i powrót do Karpacza przez Betonowy Most.
Niestety
moja "niefartowna przygoda" z prawą nogą zdyskwalifikowała Nas już na
5-tym kilometrze. Nie udało się wejść pod Dom Śląski, a jeszcze
dodatkowo z wielkim trudem udało się wrócić na parking. Szkoda, że noga
odmówiła posługi. Około godziny 12:00, w drodze powrotnej zaczynało
kropić, naszły chmury i zerwał się wiatr, który w porywach był
nieprzyjemny.
Całe
przedsięwzięcie trwało nieco ponad 2,5h i kosztowało po 8,00PLN za
bilet wstępu do KPN. To skandal - tym bardziej, że powieszony został
przed tygodniem Komunikat o zakazie wstępu do lasów przez Nadleśnictwo
Lasów Państwowych "Śnieżka".
Trzeba będzie kiedyś tam wrócić i przejść całą ścieżkę od "A" do "Z".
Etykiety:
góry,
jesień,
Karkonosze,
trekking
czwartek, 8 listopada 2018
49 śladów Koli
To miała być fajna przekąska przed daniem głównym.
Przejście
49 kilometrów listopadową porą wzięło się z chęci sprawdzenia kondycji i
wytrzymałości w perspektywie zbliżającego się Nocnego Rajdu.
Wydawało się logiczne, że jeżeli poradzę sobie z dystansem 49km, to
jest wielka szansa na przejście maratonu. Co prawda nie w terenie
płaskim, a górskim. Ale zawsze to jakaś weryfikacja.
Tego dnia ścieżka miała wyglądać tak:
Wyszedłem z domu po godzinie 6:40 rano. Szacowałem, że około 12-13h powinno wystarczyć na to, by pokonać dystans. Wtedy na 20:00 najpóźniej byłbym z powrotem.
Zaczęło się jak zwykle niewinnie i jak zwykle za szybko. Niestety taki mój urok, że zaczynam z prędkością ok. 6km/h i później tego żałuję. Jestem świadom, że idę za szybko, próbuję zwalniać, ale mi nie wychodzi. Nie mam chyba na tyle wypracowanej samokontroli. Niestety później odbiło się to na mnie bezlitośnie :(
Próba została podjęta solo i w znakomitych warunkach pogodowych. Niebo było bezchmurne, a wiatr jedynie na otwartej przestrzeni był odczuwalny. Temperatura od rana stale rosła i osiągnęła w ciągu dnia do 18 stopni w słońcu.
To jednak wszystko, co tego dnia było dobrego. Co prawda do tamy za Zalewie Mietkowskim nie odczuwałem żadnych dolegliwości i wydawać by się mogło, że dystans w całości pokonam, to w niedalekiej przyszłości miało okazać się to mrzonką.
Po 18km i wizycie w Mietkowie, a następnie zmianie butów, ze względu na dużą ilość asfaltu, zaczęły odzywać się stopy. Nie mięśnie, nie zmęczenie jako takie, czy brak sił, bo nogi niosły. Ale stopy, a właściwie jedna (prawa) i to coraz wyraźniej. Na 23km w wiosce Struże pod sklepem, musiałem odpoczywać dłużej niż zwykle, a i to niestety nie przyniosło ulgi, ani nie zregenerowało stopy. Kolejna zmiana butów na pierwotnie założone, też nie przyniosła pożądanego efektu.
Po 26km już wiedziałem, że stopa mi się zepsuła. Nie niosła, bolała - jednym słowem: powłóczyłem :(
Finalnie trasę skróciłem do 35km, żeby samodzielnie wrócić do domu, bez konieczności wzywania znajomych na pomoc, czy stwarzania sobie zagrożenia, próbą kontynuowania wędrówki.
35km fajnie jest się przejść, ale nie taki był cel tej ścieżki. "49 śladów Koli" okazało się klapą i teraz pozostają pytania: Co ze stopą? Kiedy będzie sprawna? Kiedy zdołam przejść 49km?
Etykiety:
jesień,
Kąty Wrocławskie,
włóczęga
Subskrybuj:
Posty (Atom)