3. Route 7 498 186 867 - 50,10km :: Łagów - Pszczew
Po rozbiciu namiotu w Łagowie i pierwszym moczeniu, pojawiło się pytanie: Co dalej? Założony plan był już nie do zrealizowania. Musieliśmy wytyczyć nowe ścieżki i miejscowości docelowe dla poszczególnych etapów.
Tym razem na polu namiotowym nie mieliśmy luksusów. Jedynie skromna kabina wc, ale za to niezbędny nam prąd i na całe szczęście drewniana altana chroniąca przed słońcem.
Naładowane telefony poszły w ruch, a po dłuższych symulacjach i przemyśleniach padło na Pszczew. Wyjeżdżając z domu, mieliśmy zamiar omijać większe miasta, ale okazało się, że znajdujący się na nowej ścieżce Międzyrzecz będzie dla nas raczej plusem niż minusem. To było miejsce na mapie, które gwarantowało nam uzupełnienie zapasów. Poprzednie dni pokazały, że po ziemi lubuskiej można podróżować całymi godzinami, nie znajdując sklepu. A pogoda zapowiadała się jeszcze gorętsza. To oznaczało, że następnego dnia musimy bardzo wcześnie wstać i przejechać jak najwięcej w godzinach porannych, dlatego trzeciego dnia, namiot mieliśmy zwinięty już o godzinie 6:00. Pozostało nam dopić kawę, pozapinać sakwy i pożegnać się z Łagowem.
Zwracaliśmy uwagę na niewielką ilość sklepów lub ich brak. Lubuskie ma też to do siebie, że wioski i wioseczki są oddalone od siebie niekiedy o kilkanaście kilometrów. Warto mieć na uwadze ten fakt przy planowaniu sobie podróży rowerem, bo można znaleźć się w odludnym położeniu, a czasem nawet i bez zasięgu sieci komórkowej. Sami tego doświadczyliśmy i choć bez większych konsekwencji, to wystarczy jakaś kontuzja czy problem z rowerem i sytuacja będzie trudna.
Na trasie prócz wspomnianego Międzyrzecza były tylko wioski, rozsiane po okolicznych lasach. Trzeba przyznać, że tego dnia, trafiliśmy na doskonałe nawierzchnie asfaltowe, niewielki ruch, a wspomniane lasy chroniły przed szybkim wzrostem temperatury. Do godziny 8:00 jechaliśmy czując chłód poranka i unoszącą się wilgoć. To były najatrakcyjniejsze dla nas tereny tego dnia. Jeszcze przed Międzyrzeczem wjechaliśmy na europejski szlak rowerowy Rxx, który doprowadził nas do samego Pszczewa. Niestety mimo, że nawierzchnia była bardzo komfortowa, to nadmierne natężenie ruchu drogowego, dyskwalifikowało w naszych oczach, ten właśnie odcinek szlaku rowerowego. Co prawda na wielu odcinkach funkcjonuje wzdłuż drogi ścieżka rowerowa, lecz w większości trzeba jechać krawędzią jezdni wraz z przejeżdżającymi samochodami - w dużej mierze dostawczymi i ciężarowymi.
W Pszczewie byliśmy nieco po 10:00. Mieścina niewielka, ale jak na swoje gabaryty ma bogatą bazę turystyczną. Dwa rozlewiska, znajdujące się nieopodal usiane są wieloma polami namiotowymi, i kempingami, z których każdy ma swoją piaszczystą plażę. W odróżnieniu do poprzednio odwiedzonych jezior, tutaj zejścia do wody są bardzo obszerne i łagodne. Właściwie będąc w pasie 20 metrów od brzegu, znajdujemy się stale na płyciźnie. Jeziora pszczewskie są bezpieczniejsze, a przez to przystępniejsze dla najmłodszych.
My na polu namiotowym rozbiliśmy się na uboczu, by mieć spokój i względną ciszę. Główna plaża z lodami, goframi i frytkami, to nie nasza bajka. Dlatego powyższe zdjęcia nie oddają niestety właściwego obrazu Ośrodka Wypoczynkowego Relaks.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz