niedziela, 30 listopada 2025

Las w trybie "minimum"

20 km nie dało żadnych nowych roślin, żadnych owoców, żadnych hub. Tylko suche trawy, nagie gałęzie i cisza. I to też jest ważne, bo las ma swój moment, w którym nie daje nic. Nie dlatego, że czegoś ‘nie znaleźliśmy’, tylko dlatego, że on sam wszedł w tryb minimalny.


Przełom listopada i grudnia to czas, kiedy nawet mech potrafi wyglądać jak wyblaknięty. Huby trzymają się wysoko na pniach, ale na ziemi pusto. Pod stopami chrupią suche liście, a drzewa stoją jakby całkiem bez życia. To naturalne. Tak wygląda moment przed zimą, kiedy las więcej zatrzymuje, niż oddaje.

I właśnie o tym nie pisze się za często: że są takie wyprawy/spacery, z których wraca się nie z pełnym koszem, tylko z obserwacją, że las też ma prawo do bezruchu.

czwartek, 27 listopada 2025

Co mówią listopadowe brzozy?

Brzozy jesienią mają jeden prosty zwyczaj: kiedy zaczyna się ochładzać i dzień wyraźnie skraca, drzewa „ściągają” wodę z pni w stronę korzeni. W praktyce oznacza to, że zanim spadną wszystkie liście, kora zaczyna robić się bardziej matowa, sucha w dotyku i lekko pofalowana. To pierwszy sygnał, że drzewo kończy sezon i zamyka transport wody.



Druga rzecz, którą łatwo zauważyć: w wilgotne, listopadowe dni brzozy przestają pachnieć żywicą. W ciepłych miesiącach zapach jest intensywny - teraz słabnie, bo sok już nie krąży. Jeśli przejdziesz obok młodych, białych brzózek i nie czujesz absolutnie nic, to znak, że przeszły w tryb oszczędzania energii.

I najważniejsze: kiedy brzozy robią się „ciche”, to zwykle oznacza, że w ciągu kilku dni zacznie się trwalsze ochłodzenie albo pierwsze przymrozki. Drzewo reaguje szybciej niż prognozy - po prostu zabezpiecza się przed nocnym spadkiem temperatury.

Krótko mówiąc: jeśli brzozy w lesie wyglądają na wysuszone, matowe i bez zapachu - jesień weszła w tę chłodniejszą fazę. Terenowo warto to obserwować, bo to naturalny barometr pogody na najbliższe dni.

niedziela, 23 listopada 2025

Nasz Newsletter

Czy jest sposób, żeby wygodniej śledzić to, co pojawia się na blogu?
Zwykle trzeba zaglądać i sprawdzać, czy coś się pojawiło nowego. A Facebook raz pokazuje, raz nie, a algorytmy potrafią zgubić nawet ważne wpisy. 
Dlatego uruchomiliśmy newsletter Leśnej Szeptuchy - prostą formę przypominajki dla tych, którzy chcą być pewni, że nic im nie umknie.

Jak to działa?
- raz na 7-14 dni dostaniecie krótkie podsumowanie nowych wpisów, Zapisków Szeptuchy i naszych wędrówek,
- bez spamu, bez reklam,
- tylko linki i treści, które już znacie z bloga,
- żadnych ukrytych sztuczek - zwykła, wygodna wiadomość.

Blog pozostaje naszym centrum. Newsletter to tylko dodatkowa, praktyczna ścieżka dla tych, którzy mają ochotę korzystać.

Jeśli chcecie dopisać swojego maila, możecie to zrobić tutaj:
Do zobaczenia

sobota, 22 listopada 2025

Głóg - krzak, który robi robotę

Widzisz w lesie albo przy polnej drodze czerwone, twarde kuleczki w kiściach? To prawdopodobnie głóg. Krzak z kolcami, który zwykle traktujemy jak przeszkodę na ścieżce, a tymczasem to jedna z najbardziej wartościowych roślin na serce i odporność.

Po czym go poznać?
- owoce czerwone, kuliste, z charakterystyczną „gwiazdką” na końcu,
- rośnie w kiściach,
- gałęzie cienkie, często z kolcami,
- liście drobne, powcinane.


Co z niego zrobisz?

1. Susz z owoców
Najprostsze. Owoce rozłożyć i wysuszyć – w piekarniku na uchylonych drzwiach albo na sitku.
Wspiera serce, delikatnie uspokaja, poprawia krążenie.

2. Nalewka
Głóg + spirytus + cierpliwość. Dobra przy kołataniu, stresie i ogólnym przemęczeniu. Smak cierpkawy, charakterystyczny.

3. Herbatka wzmacniająca
Z suszem róży, melisy, jabłka lub jarzębiny. Rozgrzewa i wzmacnia zimą.

4. Mieszanki ziołowe
Najlepiej gra z melisą, lipą, lawendą i serdecznikiem. Wyrównuje, uspokaja, działa „wyciszająco”.

Kiedy zbierać?

Najlepiej, gdy owoce są czerwone i lekko miękną po ściśnięciu - zwykle od końca września do listopada. Te twardsze też się nadadzą, ale pełnię działania mają te miękkie.

Jak przechowywać?

Najlepiej suszyć. Wysuszony głóg trzyma właściwości przez cały rok i można go dorzucać do herbatek, mieszanek i nalewek.
Mrożenie też jest opcją, ale mrożone owoce bywają bardziej wodniste po rozmrożeniu i szybciej tracą część aromatu. Do nalewek są OK, ale do suszu się nie nadają.

Najpraktyczniej: zebrać - wysuszyć - trzymać w szczelnym słoiku. Prosto i bez kombinowania.

czwartek, 20 listopada 2025

NoS Spin-off - O chacie w Posępnej Dolinie

🌿 Nocne opowieści Szeptuchy - Spin-off 🌿
Odcinek 1: O chacie w Posępnej Dolinie




Nikt nie potrafi powiedzieć, skąd wzięła się ta chata. Jedni twierdzą, że stoi tu od zawsze. Inni, że pojawiła się nagle, jakby las sam ją wyrzucił z siebie - gotową, obcą, a jednak wrosłą w Dolinę tak mocno, że nie sposób jej od niej oddzielić.

Nie jest duża. Kilka kroków wzdłuż ściany, dach ciężki, przyciśnięty do ziemi. Drzwi, które wyglądają, jakby ważyły więcej, niż mogłoby je unieść jedno ramię. I okna. Te właśnie nie dają spokoju - bo pustka w nich wydaje się czymś innym niż zwykłe szkło i cień.


Byli tacy, którzy pamiętali Dziwaka w tej chacie. Widziano, jak wychodził o świcie, jak wracał, kiedy mgła gęstniała i kładła się na ziemi.
Pies szedł zawsze u jego boku. Nigdy przed, nigdy za daleko. Ich sylwetki stapiały się z drogą i ze zmierzchem, tak że trudno było powiedzieć, kto prowadził kogo.

Potem Dziwak zniknął. Ale w chacie coś zostało - echo kroków, zapach dymu, którego nie mogło być. Niektórzy przysięgali, że słyszeli wewnątrz poruszenie, jakby ktoś przesuwał krzesło. Inni - że w oknach zobaczyli cień, którego nie poznali.


Były też noce, kiedy w oknach błyskało światło. Nie takie, które dawało ciepło ani cień. Blady płomień, drgający jak oddech.

I wtedy mówiono o kobiecie. Starej, pochylonej, siedzącej przy ogniu. Niektórzy przysięgali, że widzieli jej twarz, której nie potrafili później opisać. Inni - że słyszeli szept, ale nie byli w stanie powtórzyć ani jednego słowa.


Zdarzało się jednak, że chata wyglądała na opuszczoną. Szyby czarne, próg zasypany liśćmi, cisza tak gęsta, że nawet kropla rosy zdawała się brzmieć za głośno. Ale w Dolinie nikt nie był pewien, czy pustka była prawdziwa, czy tylko czas przesunął się inaczej.
Pamięć nigdy nie układała się tu w prostą linię. Każdy widział coś innego - i każdy miał rację.

Na uboczu, trochę w cieniu drzew, stoi stara studnia. Kołowrotek zdezelowany, drewno spróchniałe, wiadro obite i pordzewiałe. A jednak lina wciąż wisi naciągnięta, jakby ktoś przed chwilą z niej korzystał.
Niektórzy twierdzą, że nocą słychać skrzypienie, choć nikt nie stoi obok. I właśnie to budziło największy niepokój - bo w Dolinie nic nie napinało się samo.


Rzadko, bardzo rzadko, pojawiał się pies. Ślady łap w błocie, echo krótkiego szczeknięcia, które milkło szybciej, niż można było uwierzyć, że się wydarzyło.
A jednak to wystarczało, by przypomnieć o Dziwaku - i że pewne więzi w Dolinie nie kończą się nigdy.


Chata stoi nadal.
Nie rozsypuje się, choć wszystko wokół dawno już zapadło się w ziemię. Trwa - nie dlatego, że ktoś ją pielęgnuje, ale dlatego, że pamięć sama w niej osiadła.
Dlatego nie mówi się o niej jak o budynku. Mówi się o niej szeptem, jak o miejscu, które pamięta lepiej niż ludzie.

I które wciąż nie zdradziło wszystkich swoich tajemnic.