Od marca, co jakiś czas publikujemy o postępach w naszym warzywniku i po zdjęciach można odnieść wrażenie, że wszystko jest w jak najlepszym porządku.
Otóż, nic bardziej mylnego. Wysiewając warzywa i próbując uzyskać plony, mieliśmy świadomość istnienia różnych szkodników i zaraz lubiących przyatakować i zniszczyć małe przydomowe poletka. Liczyliśmy, że nas to szczęśliwie ominie, lecz zostaliśmy potraktowani bez wyjątku.
Postanowił w naszym jarmużu zamieszkać mącznik kapuściany. Zaatakowana roślina wygląda, jak na załączonych obrazkach:
Okazuje się, że występowanie tego pasożyta jest dość powszechne i na całe szczęście, w stosunkowo łatwy sposób można się go pozbyć. Dlatego nie zwlekając podjęliśmy interwencję.
Jako, że jarmuż jest w naszym wykonaniu pionierskim przedsięwzięciem, to zabraliśmy się do przeszukania neta i postanowiliśmy zakupić tabliczki wywabiające. Trop i kierunek był dobry, lecz po dwóch dniach okazało się, że niewystarczający. I tu ważny wniosek.
Tabliczki są pomocne, ale niewystarczające. Jakby ktoś Wam w sklepie polecał i zapewniał o skuteczności, to pamiętajcie, że w Naszym przypadku, to niezadziałało do końca.
Szukaliśmy zatem dalej i znaleźliśmy. Zwyczajowo nie uprawiamy charytatywnie kryptoreklamy, ale musimy napisać, co na nasz jarmuż okazało się wystarczająco skuteczne.
Środek w spray'u, który właściwie po dwóch opryskach zlikwidował problem i powstrzymał desktrukcyjne działanie szkodnika.
Wytarczy podjechać do najbliższej Castoramy, Obi czy innego marketu i zakupić to:
My wykonywaliśmy opryski w godzinach wieczornych, przy bezwietrznej pogodzie, już po zachodzie słońca. Nie chcieliśmy ryzykować interakcji świeżego środka z upalnym słońcem. Nie mamy pojęcia czy to ma w rzeczywistości jakieś znaczenie, ale nam się powiodło.
Życzymy Wam, by ten post był w przyszłości kompletnie nieprzydatny ;)