2. Route 7 492 788 495 - 25,70km :: Niesulice - Łagów
W Niesulicach zatrzymaliśmy się na polu namiotowym Lubuskiej Komendy Wojewódzkiej Policji. Słyszeliśmy wcześniej o zachwalanym przez wielu Kormoranie na cyplu, ale z racji tylko jednego noclegu, stwierdziliśmy że spróbujemy czegoś mniej znanego.
Pole znajduje się w sosnowym lesie z własnym zejściem do wody i kąpieliskiem z wydzielonymi strefami głębokości. Miejscówka z wyraźną infrastrukturą rodem z PRL, ale częściowo odremontowana. Pole namiotowe komendy policji, było cenowo najdroższe spośród wszystkich, na których się zatrzymywaliśmy. Standardowo panuje tam problem z papierem toaletowym, a do tego nie można podprowadzić prądu do namiotu.
Niesulice to niewielka wieś, skupiająca swoje życie w sezonie letnim nad wodą. W bliskim sąsiedztwie jeziora Niesłysz znajdziemy jeden bar z bigosem zwany "Dziuplą" i nieco dalej wśród domków jednorodzinnych pizzerię.
Następnego dnia, ze względu na panującą pogodę, około 6:00 rano zaczęliśmy zwijać namiot, by jak najwięcej kilometrów przejechać w stosunkowo niższych temperaturach. Tego dnia mieliśmy dojechać do Lubniewic, które są oddalone około 50km, ale nawet wczesna godzina wyruszenia na trasę (7:15) nie zapewniła nam osiągnięcia celu. Przejechane poprzedniego dnia 67km dało nam się we znaki na tyle mocno, że udało nam się przejechać jedynie 25km do Łagowa. Zgodnie z planem mieliśmy zatrzymać się tam na dłużej, by zwiedzić okolice zamku "na wodzie" i niewielkie centrum, ale nie sądziliśmy że o godzinie 10:00 będzie już tak gorąco, że zostaniemy do następnego dnia.
Z Niesulic droga wiodła nas przez Kalinowo, gdzie skręciliśmy w kilkukilometrową wyłożoną brukiem leśną drogę przez Złoty Potok do wsi Przełazy. W trakcie tego nieprzyjemnego przejazdu, zostaliśmy pogryzieni przez komarzyce, wytelepani na nierównej nawierzchni, a do tego las był tak zachwaszczony i zapokrzywiony, że niewiele było widać jeziora. Jeżeli ktoś pomyśli sobie, że taki leśny nadjeziorny trakt może być atrakcyjny i warto nim pojechać - to źle sobie pomyśli.
W Przełazach byliśmy o 8:00. Zadowoleni, że pod kołami poczuliśmy asfalt, rozejrzeliśmy się za sklepem, żeby kupić coś na śniadanie. Poprzedniego dnia nie woziliśmy zbyt wiele jedzenia do Niesulic. Przy upalnej pogodzie i ciepłych nocach, jedzenie po prostu się psuje. Planowaliśmy zaopatrzyć się w prowiant rankiem w Niesulicach, ale ... udało nam się dowiedzieć, że tylko we wcześniej wspomnianej "Dziupli" dostępne jest pieczywo, ale dopiero przed 9:00 rano. A my nie mogliśmy tyle czekać, więc ruszyliśmy bez śniadania.
Przełazy są o tyle ciekawe, że na cyplu stoi zamek. W pobliskim sklepie dowiedzieliśmy się, że nie dostaniemy się na teren zamku, bo zainstalowana jest tam kolonia, więc nie pozostało nam nic innego, jak zejść na gminną plażę i zjeść śniadanie.
Wydawać by się mogło, czytając z mapy, że do Łagowa wiedzie prosta droga z Przełazów, ale chcąc uniknąć ekspresowej drogi na Świecko, sytuacja nam się nieco skomplikowała. Dojechaliśmy do miejsowości Mostki, skąd leśną drogą mieliśmy się dostać do wsi Bucze. Okazało się to nie najlepszym pomysłem, bo prócz początkowo kamiennego bruku, skończyliśmy po raz kolejny grzeznąc w piachu, co bardzo nas spowolniło i pozbawiło wielu sił. Na ziemi lubuskiej trzeba się dwa razy poważnie zastanowić, czy leśna droga na skróty będzie ułatwieniem. My się już dwa razy przekonaliśmy, że dokonaliśmy złych wyborów.
Za to, po ponad godzinnej przeprawie przez las za wsią Bucze, napotkaliśmy całkiem uroczą przystań dla rowerzystów (i nie tylko), gdzie mogliśmy sobie odpocząć w przyjemnych warunkach.
Stamtąd do Łagowa było niecałe 8km i żadne z nas nie wiedziało jeszcze, że to będzie nasza meta tego dnia. Do samego miasteczka zjeżdża się w dół nad wodę, gdzie dookoła znajdują się przystanie, pola namiotowe i restauracje. Nieco dalej sklepy i dyskonty spożywcze, a nawet swoistego rodzaju "deptak" z pamiątkami, co na trasie naszej wyprawy było ewenementem. Z punktu widzenia turysty, Łagów to niemal metropolia w porównaniu do wszystkich wiosek rozsianych nad lubuskimi jeziorami. Jednym słowem w Łagowie jest wszystko.
Dla nas jednak istotne było, by jak najszybciej rozbić namiot i wskoczyć do wody, bo tego dnia miał paść kolejny rekord ciepła, a po 10:00 już ciężko było wytrzymać w prażącym słońcu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz