Ciemną nocą, przy blasku Księżyca wymknęliśmy się ukradkiem po za nasze domostwo. Przyodziani w czerń, by zlewać się z panującym dookoła mrokiem i niepostrzeżenie wydostać się na otwartą i bezludną przestrzeń. O dziwo chodniki nie były o tej porze opustoszałe. Nieliczni mieszkańcy wędrowali tam i z powrotem do okolicznego sklepu całodobowego, by zrobić zakupy unikając przy tym długich kolejek. To utrudniało nam bezpieczne przejście. Z plecakiem pełnym prowiantu, kawy i latarkami, w odzieży termoaktywnej i w butach trekkingowych, ewidentnie wyróżnialiśmy się spośród ludzi obecnych na ulicach. A już na pewno nie wyglądaliśmy na takich, co wybrali się na zakupy. Najważniejsze jednak było, by jak najszybciej opuścić miasto, nie zwracając na siebie uwagi.
W pełnej ciszy i skupieniu przecięliśmy najbliższe skrzyżowanie i czym prędzej skierowaliśmy się na pobliskie ogródki działkowe. Wiodła przez nie główna ścieżka, która po drugiej stronie kończyła się bramą, wyprowadzającą na polną drogę szutrową. Przekraczając ją wiedzieliśmy, że od tej pory nie będziemy mieli wytłumaczenia przed napotkanym patrolem policji. Momentalnie pojawił się stres i adrenalina, ale jednocześnie był element pewnej ekscytacji. O to dwoje dorosłych ludzi, w demokratycznym kraju, stojący po 22:00 w polu, z pełną świadomością łamiący obowiązujące prawo.
Skierowaliśmy się w lewo na szutrową drogę osiedlową domków jednorodzinnych i szeregówek. Na powrót znaleźliśmy się w zasięgu wzroku okolicznych mieszkańców. Niestety innej drogi nie było do starej żwirowni. Pozostawało liczyć, że nie natkniemy się na żaden patrolujący radiowóz. Szliśmy w milczeniu, nieświadomie zwiększając tempo. Chcieliśmy jak najszybciej skryć się w mroku drzew, które stały oddalone jakieś 600m za najbliższym zakrętem. Panująca zewsząd cisza, zagłuszana była jedynie przez unoszące się z oddali dźwięki sunących autostradą samochodów ciężarowych. Świadectwo, że są ludzie próbujący jeszcze normalnie funkcjonować. Zmierzający w różnych kierunkach, załatwiający swoje intetesy, czy przewożący towary, zachowując nieprzerwane łańcuchy dostaw.
Minęliśmy przydrożną kapliczkę, przy której kończył się asfalt i zaczynał bezludny o tej porze, zdominowany przez dziką zwierzynę świat. Ten, o którym zaczynaliśmy powoli zapominać, a który przez dłuższą w nim nieobecność stawał się coraz bardziej tajemniczy. Udając się na nielegalną włóczęgę, chcieliśmy zaspokoić narastającą ciekawość i przypomnieć sobie, to błogie uczucie kontemplowania przyrody. Przecięliśmy kładkę nad hałaśliwą autostradą, a dalej poprowadziła nas wybetonowana płytami droga, która zawijała lekkim łukiem na skraju porastającego dziko lasu. Wkraczaliśmy w Park Krajobrazowy Doliny Bystrzycy. Ten, który pełen jest żerujących stadnie dzików. Ten, w którym często można natknąć się na sarny. Inny świat, rządzący się swoimi prawami, w którym ludzie stawali się gośćmi, a często przez swoje zachowanie intruzami. Dotarliśmy do pokopalnianego stawu, który przed laty został przez ludzi wyrwany dzikiej przyrodzie i zaadaptowany na tereny rekreacyjne. Przed epidemią regularnie odwiedzany przez miejscowych wędkarzy, teraz wydawał się porzucony i zapomniany.
Byliśmy zupełnie sami. Gdzie niegdzie słychać było jedynie w oddali dzikie ptactwo, które o tej porze nocy wydawało się jeszcze zajmować sobie tylko znanymi sprawami. Po za tym dominowała cisza. To był dobry moment, by przysiąść sobie w pobliskiej altanie i napić się gorącej, pachnącej kawy. Zwyczajowo relaksowaliśmy się tym, w otoczeniu lasu. Tym razem dawało się wyczuwać pewne napięcie. Może potrzebowaliśmy czasu, by na nowo przyzwyczaić się do nocnej włóczęgi? A być może wszystko, co do tej pory działo się dookoła nas, było na tyle dziwne i niecodzienne, że budziło obawy o bezpieczny powrót do domu? W czasie epidemii, pytań bez odpowiedzi było zbyt wiele i choć przyzwyczajamy się do nowej rzeczywistości, to wszyscy żyjemy w niepewności. Zgodnie doszliśmy do wniosku, że ta wyprawa, jest dla nas niejako sprawdzianem z tego, na ile zostały zredukowane nasze potrzeby i oczekiwania.
Po niespełna 10 minutach, ruszyliśmy wzdłuż północnego brzegu i skierowaliśmy się ku ścieżce dydaktycznej, prowadzącej do tzw wodospadu. Przed nami coraz wyraźniej dawało się słyszeć delikatnie sunący nurt rzeki. Bystrzyca w tym miejscu i o tej porze roku, leniwie toczy swoje wody po naszej kąteckiej równinie. Księżyc zmierzał coraz niższym łukiem ku swemu zachodowi, przez co stawało się jeszcze ciemniej. Byliśmy od ponad godziny w drodze i kierowaliśmy się w stronę Sośnicy. Musieliśmy niepostrzeżenie przeciąć drogę krajową w kierunku Wrocławia i pobliski most na rzece, by przedostać się na jej drugi brzeg. To był kolejny moment, który powodował lekki przypływ adrenaliny. Złapani w tych okolicznościach po 23:00, nie wykręcilibyśmy się żadną wymówką. Musieliśmy liczyć na to, że miejscowa policja jest zajęta innymi sprawami, niż czyhanie na rogatkach miasta z nadzieją, że nikogo nie napotkają.
Po drugiej stronie Bystrzycy zrobiło się od razu przyjemniej i całe napięcie zeszło w jednej sekundzie. Znaleźliśmy się w lesie pełnym czosnku niedźwiedziego. A to zwiastowało pobliże wschodniej części Parku Miejskiego. Zanim jednak dotarliśmy do znanej wszystkim ścieżki do Sośnicy, musieliśmy trochę pokluczyć omijając podmokłe tereny i nieregulowane rozlewiska Bystrzycy.
Pierwotny plan zakładał, że przejdziemy ścieżką Radia Wrocław do Jurczyc, a dalej przez obrzeża Sadowic Wrocławskich do Romnowa, skąd wrócimy przez Stoszyce, Pełcznicę i Kozłów. Jednak wyraźny spadek temperatury i przedzieranie się po ciemnym, podmokłym lesie, odebrało nam chęci do dalszej wędrówki. Pozostało nam tylko czmyhnąć po zamkniętym parku, by wyłonić się na powrót w mieście przy Miejskiej Bibliotece. Przeliczyliśmy się w ocenie własnych możliwości, a przede wszystkim determinacji. Przekonaliśmy się na własnej skórze, że nie ma obecnie warunków do swobodnych wędrówek podmiejskimi traktami. Do tej pory piesza włóczęga zawsze była odskocznią od problemów dnia codziennego. Pozwalała na relaks, którego tej nocy nawet na dłuższą chwilę nie dało się uchwycić.
W przyszłości na pewno będziemy chcieli pokonać taką ścieżkę nocną porą. Tym bardziej, że wszystko co opisaliśmy wyżej, się nie wydarzyło ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz