W tamtym roku pierwszy zbiór przydarzył nam się 8 czerwca. Pisaliśmy o tym w Pierwszym grzybobraniu. Tym razem, nie chcieliśmy tyle czekać, tym bardziej, że co chwila pojawiają się w sieci różne wpisy z aktualnych poszukiwań, kończących się świeżym sosem na talerzu.
Nie czekając dłużej i patrząc na innych, wzięliśmy sprawy w swoje ręce i pojechaliśmy do lasu, który "czekał" na nas od niemal roku. Za Kliczkowem, pod Bolesławcem są hektary, których do tej pory nie odwiedziliśmy, więc uznaliśmy, że czas najwyższy to zmienić.
Nie nastawialiśmy się na duże ani przyzwoite ilości, ale na znalezienie czegokolwiek i rozpoznanie terenu.
Las jest piękny i zachwycił nas swoim drzewostanem. Do tego w runie leśnym dominują paprocie i przede wszystkim jagody.
Jest idealnym miejscem, by spędzić dzień wśród dzikiej przyrody, w ciszy i z dala od gwaru miejskiego. Niestety ostatni dzień maja, to nie termin na grzyby dla tego lasu. Pomimo, że rośnie w nim kilka trujących gatunków, to nie udało nam się znaleźć żadnego jadalnego grzyba.
Na wędrówkę po lesie przeznaczyliśmy około trzech godzin i przeszliśmy raptem jego niewielki skrawek, ale wygląda na mało zróżnicowany i jeżeli rosną w nim o tej porze roku grzyby, to najprawdopodobniej w śladowej ilości.
Na poniższej mapie zaznaczony jest ślad, który przeszliśmy i lokalizacja lasu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz