Kiedyś wierzono, że sierpień to czas, w którym zioła mają największą moc. Ludzie nie zbierali ich tylko po to, by zrobić napar czy przyprawić zupę. Wieszali je nad drzwiami, wkładali pod poduszkę, zasuszali w pęczkach i trzymali w szufladach. Miały chronić przed chorobą, złym spojrzeniem, a nawet przed burzą.
Dziś te opowieści mogą brzmieć jak bajki. Ale wystarczy zajrzeć do starych wiejskich domów, żeby zobaczyć ślady dawnych zwyczajów. Wysuszone wiązki z bylicy, krwawnika czy dziurawca wciąż wiszą nad framugami - nie zawsze dla zapachu. Czasem po prostu „bo tak się robiło”. I może coś w tym było.
Zioła zbierane pod koniec lipca i w pierwszych dniach sierpnia uchodziły za najpotężniejsze. Uważano, że wtedy natura osiąga pełnię siły - i że wszystko, co z niej zerwiesz w tym czasie, zachowa w sobie odrobinę tej energii. Dlatego robiono z nich bukiety ochronne, które miały przetrwać całą jesień i zimę.
Oto kilka przykładów tego, co trafiało do takich wiązek:
Bylica pospolita
Wiązana w bukiety, wieszana nad drzwiami lub wkładana pod próg. Mówiono, że chroni przed chorobą i złą energią. W niektórych wsiach kobiety nosiły ją przy pasie - „dla odwagi i siły”.
Dziurawiec
Zbierany w pełnym słońcu - bo „nasiąka światłem”. Używany przeciw smutkowi i nocnym lękom. Wieszano go nad łóżkiem albo wkładano pod poduszkę, by przynosił spokojny sen.
Krwawnik
Stawiany w kątach domu i przy wejściu - „na odpędzenie złego”. Dodawany też do kąpieli niemowląt, żeby „sen był spokojny, a duch cichy”.
Wrotycz
Popularny w oborach i stajniach - miał chronić zwierzęta. Czasem wkładany do pościeli albo układany przy łóżku - dla oczyszczenia i „odprowadzenia choroby”.
Macierzanka
Zioło kobiece. Noszona w woreczkach, suszona na zapas, dodawana do kąpieli. Uważano, że chroni serce i daje odporność na codzienność.
Mięta, melisa, lawenda
Choć dziś głównie herbatki, kiedyś traktowane jako zioła domowego spokoju. Wieszano je w sypialniach, wkładano do poduszek dzieciom i chorym - żeby „sen był dobry, a myśli ciche”.
Takie zioła wiązano czerwoną nitką albo lnianym sznurkiem. Wieszało się je pod sufitem, w kuchni, przy łóżku albo wszywało w poduszkę. Dla zapachu. Dla spokoju. Albo po prostu dlatego, że tak robiono od zawsze - i nie pytano dlaczego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz