To miała być fajna przekąska przed daniem głównym.
Przejście
49 kilometrów listopadową porą wzięło się z chęci sprawdzenia kondycji i
wytrzymałości w perspektywie zbliżającego się Nocnego Rajdu.
Wydawało się logiczne, że jeżeli poradzę sobie z dystansem 49km, to
jest wielka szansa na przejście maratonu. Co prawda nie w terenie
płaskim, a górskim. Ale zawsze to jakaś weryfikacja.
Tego dnia ścieżka miała wyglądać tak:
Wyszedłem z domu po godzinie 6:40 rano. Szacowałem, że około 12-13h powinno wystarczyć na to, by pokonać dystans. Wtedy na 20:00 najpóźniej byłbym z powrotem.
Zaczęło się jak zwykle niewinnie i jak zwykle za szybko. Niestety taki mój urok, że zaczynam z prędkością ok. 6km/h i później tego żałuję. Jestem świadom, że idę za szybko, próbuję zwalniać, ale mi nie wychodzi. Nie mam chyba na tyle wypracowanej samokontroli. Niestety później odbiło się to na mnie bezlitośnie :(
Próba została podjęta solo i w znakomitych warunkach pogodowych. Niebo było bezchmurne, a wiatr jedynie na otwartej przestrzeni był odczuwalny. Temperatura od rana stale rosła i osiągnęła w ciągu dnia do 18 stopni w słońcu.
To jednak wszystko, co tego dnia było dobrego. Co prawda do tamy za Zalewie Mietkowskim nie odczuwałem żadnych dolegliwości i wydawać by się mogło, że dystans w całości pokonam, to w niedalekiej przyszłości miało okazać się to mrzonką.
Po 18km i wizycie w Mietkowie, a następnie zmianie butów, ze względu na dużą ilość asfaltu, zaczęły odzywać się stopy. Nie mięśnie, nie zmęczenie jako takie, czy brak sił, bo nogi niosły. Ale stopy, a właściwie jedna (prawa) i to coraz wyraźniej. Na 23km w wiosce Struże pod sklepem, musiałem odpoczywać dłużej niż zwykle, a i to niestety nie przyniosło ulgi, ani nie zregenerowało stopy. Kolejna zmiana butów na pierwotnie założone, też nie przyniosła pożądanego efektu.
Po 26km już wiedziałem, że stopa mi się zepsuła. Nie niosła, bolała - jednym słowem: powłóczyłem :(
Finalnie trasę skróciłem do 35km, żeby samodzielnie wrócić do domu, bez konieczności wzywania znajomych na pomoc, czy stwarzania sobie zagrożenia, próbą kontynuowania wędrówki.
35km fajnie jest się przejść, ale nie taki był cel tej ścieżki. "49 śladów Koli" okazało się klapą i teraz pozostają pytania: Co ze stopą? Kiedy będzie sprawna? Kiedy zdołam przejść 49km?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz