piątek, 15 sierpnia 2025

NoS - Odcinek 2

🌿 Nocne opowieści Szeptuchy 🌿
Odcinek 2: O Dziwaku z Posępnej Doliny

W pewnej dolinie, gdzie droga ginie w lesie szybciej niż się zaczyna, mieszkał człowiek, który nie lubił pośpiechu. Miał psa, który spał całe dnie i budził się tylko wtedy, gdy pachniało deszczem. Miał też kubek z ukruszonym uchem - tylko z niego herbata smakowała dobrze.

Codziennie rano ten człowiek robił to samo: wychodził na ganek, ziewał szeroko i mówił do siebie:

„No i znowu mamy dzień.”

Nie był to człowiek, który gonił za światem. Raczej czekał, aż świat sam się zatrzyma.
Czasem siadał nad strumieniem i patrzył, jak woda przepływa między kamieniami. Nie filozofował. Nie planował. Po prostu patrzył. A woda płynęła.

I wiecie co?
Ludzie z miasteczka mówili o nim: dziwak. Ale kiedy któregoś dnia zniknął - wszyscy poczuli, że coś się urwało. Że brak im towarzystwa, które nie mówiło nic - a mówiło wszystko.

Nie wiadomo, dokąd zniknął.

Nie było śladów - ani w błocie, ani na progu, ani w kuchni, gdzie herbata w kubku wystygła sama. Okno było lekko uchylone, a na stole leżała gałązka jałowca - świeża, jakby położona tego ranka. Ktoś mówił, że widział go jeszcze o świcie na granicy lasu - szedł powoli, bez plecaka, bez słowa, patrząc w korony drzew.

A pies?

Pies został.
Przez pierwsze dni siedział na ganku, jakby czekał, aż ten człowiek wróci z lasu. Nie szczekał, nie wył. Po prostu patrzył w tę samą stronę, w którą odszedł jego pan.

Potem zaczął chodzić po dolinie. Zaglądał do ludzi, siadał przy progach, spał na werandach. Ale nigdzie nie został na stałe. Każdy, kto go spotkał, mówił, że ten pies nie szuka nowego domu. On tylko pilnuje, żeby ktoś jeszcze patrzył w stronę lasu. Żeby ktoś pamiętał.

Niektórzy mówią, że jak się usiądzie bardzo cicho nad strumieniem - w dzień, który nie wiadomo kiedy się zaczął - to czasem można usłyszeć kroki. I że nie są to kroki kogoś, kto wraca. Tylko kogoś, kto nigdy tak naprawdę nie odszedł.

Minęło kilka lat.

W dolinie wybudowano nową drogę, ale nikt nią nie jeździł - asfalt popękał szybciej niż postawiono znaki. Ludzie się wyprowadzili. Zostało kilka chałup, zarośnięty cmentarz i ten pies. Stary już, trochę ślepy, ale uparcie wracał codziennie nad ten sam strumień.
I któregoś ranka… jego też już nie było.

Nie było ciała. Nie było śladów. Tylko ścieżka przez mokre paprocie - świeża, jakby ktoś szedł bardzo wolno, zostawiając ślady tylko dla tych, którzy potrafią patrzeć.

I wtedy ktoś - może z miasta - przyjechał „na weekend pod las” i widział dwóch.
Szli razem - człowiek i pies. Ten pierwszy z rękami w kieszeni, zapatrzony w niebo. Ten drugi - lekko utykający, ale spokojny z lekko poruszającym ogonem.
Przeszli wzdłuż zagajnika i zniknęli za zakrętem ścieżki. Nie zatrzymali się. Nie obejrzeli. Jakby wiedzieli, że nie muszą.

Odcinek 2 - O Dziwaku z Posępnej Doliny

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz