czwartek, 19 września 2019

Epizody Bardzkie #03

Przez następne pół godziny, szli we względnej ciszy, wymieniając między sobą zdawkowe spostrzeżenia, mijając co ciekawsze i bardziej urokliwe zakątki lasu. Nie wydarzyło się między nimi nic, co by mogło ich poróżnić. Najzwyczajniej byli zmęczeni psychicznie tym, co do tej pory ich spotkało. Potrzebowali czasu, żeby poukładać sobie wszystko w głowie, uspokoić się i wyciszyć. Z mapy wynikało, że powinni powoli zbliżać się do rozdroża. Punkt miał być charakterystyczny, bo szlak skręcał z leśnej wąskiej ścieżki na szeroką drogę. Cieszyli się na to, bo wydawało im się, że więcej przestrzeni pozwoli im się poczuć pewniej. Pierwsze oznaki rozdroża zauważyła Szeptucha. Wskazała kierunek, z którego wyraźnie odbijały się czerwone światła przydrożnych odblasków na słupkach. Szeptun początkowo niepotrafił niczego dostrzec, lecz zgodnie skręcił we wskazanym kierunku. Dziwne jednak w tym było to, bo nie takiej drogi się spodziewali. Mapa jednoznacznie określała drogę jako leśną, szutrową. A przy takiej nie stoją odblaskowe słupki. Zbliżali się pomimo zaskoczenia, żywo dyskutując o tym, że fajnie będzie poczuć asfalt pod stopami. Jednak im bliżej znajdowali się rozdroża, tym większy niepokój w nich narastał. Obserwowane słupki z odblaskami, przestawały je przypominać. Spomiędzy drzew zaczął wyłaniać im się kolejny przerażający obraz. Nie mogąc uwierzyć, w to co widzą, zaczynało do nich docierać, że czerwone światła pochodzą z włączonego w środku lasu pickup'a. Przystanęli skryci za drzewem i w skupieniu przyglądali się otoczeniu. Samochód był pusty, a silnik był zgaszony. Jedynie miał włączone wszystkie światła postojowe. Po dłuższej chwili mieli pewność, że w samochodzie i jego najbliższym otoczeniu nikogo nie ma.
Pierwsze skojarzenie wydawało się Szeptusze oczywiste, że to pewnie jakiś morderca zakopujący przywiezione zwłoki. Klasyka amerykańskiego kina. Trochę sobie z tego żartowali, ale kto normalny wjeżdża w sam środek lasu w sobotę około 23:00 i zostawia zapalone światła? Sytuacja wydawała się być cokolwiek nienormalna. Szybko jednak wyzbyli się tego podejrzenia. Aczkolwiek złowrogi klimat nieustępował. Szybko wydedukowali, że zapalone światła są po to, by "oprawca", mógł czym prędzej wrócić do auta, nie gubiąc się w ciemnym lesie, a to mogło oznaczać tylko jedno - że nie odszedł zbyt daleko. Dotarło do nich, że  ktokolwiek to jest, to są w jego zasięgu, więc lepiej, żeby się o nich nie dowiedział. Samochód zaparkowany był zaraz przy szlaku, więc musieli albo przejść zaraz obok niego albo obchodzić szerokim łukiem na dziko przez gęsty las. Pozostawało pytanie, w którą stronę mijać łukiem, żeby akurat nie wpaść na niechciane towarzystwo. Po krótkim zastanowieniu postanowili przejść obok auta ścieżką. Wydawało się to najrozsądniejsze rozwiązanie. Zgasili czołówki, a rażące światła samochodu miały na tyle oślepiać leśnego bandytę, by ten nikogo nie zobaczył. Minęli auto w totalnej ciszy, po czym skryci za gęstym poszyciem lasu, zaczęli się oddalać. Chwilę później zrodził im się pomysł, że to może kłusownik i nawet jeśliby wpadli na niego, to skończyłoby się ich szybką ucieczką. Dopiero po jakimś kilometrze, kiedy dotarli w końcu do rozdroża, zrozumieli jak niedorzeczne mieli myśli, lecz nie wyzbyli się uczucia, że cała ta sytuacja była niecodzienna. Niespotyka się przecież w lesie porzuconych samochodów z włączonymi światłami.
Wyczekiwane rozdroże odsłoniło przed nimi bardzo urocze miejsce. Trawy pokryte były mchami, a wszędzie dookoła rosły młode brzózki. Tylko droga, szeroka, szutrowa niedawno przez ciężki sprzęt na nowo formowana i ubita, wyraźnie nie pasowała do tego krajobrazu. Kiedy zatrzymali się i rozejrzeli dookoła, zdziwili się po raz kolejny. Szlak się urywał. Nie było żadnych drogowskazów, ani farby na okolicznych drzewach. Mapa podpowiadała, że należy skręcić w lewo i choć mieli wątpliwości, to skierowali się w tamtą stronę, rozglądając uważnie za znakami.

Przeszli w poszukiwaniu farby jakieś 200 metrów, a niepokój narastał. Czy byli na właściwej ścieżce? Co, jeśli oddalają się od szlaku? Za radą Szeptuchy, wrócili do rozdroża, żeby rozejrzeć się dokładniej za znakami. Niczego nie znaleźli, więc stało się jasne, że pierwszy wybór jest tym słusznym. Ponownie skręcili w lewo w szutrową drogę, raz jeszcze uważnie przyglądając się przydrożnym drzewom. Doszli tym sposobem do kolejnego rozdroża i sytuacja się komplikowała, bo z mapy nie wynikało jednoznacznie, w którą stronę mają się skierować, by pozostać na szlaku. A odnogi były trzy. Skręcili w pierwszą z lewej, ale ta stosunkowo szybko, bo po 200 metrach kończyła się w środku lasu. Nie było mowy, by tamtędy poprowadzono szlak turystyczny. Wrócili i odbili w następną. Była to nadal ta sama droga szutrowa prowadząca w nieznanym kierunku. Przeszli nią kolejne 200-300 metrów, nie znajdując znaków. Zaczynało do nich docierać, że nie wiedzą, którędy mają zmierzać do celu. Pomimo bezchmurnego nieba, noc była ciemna. Brakowało pełnej tarczy Księżyca. Dochodziła północ. Pierwszy raz od momentu kiedy wyruszyli, powiało chłodem. Temperatura wyraźnie spadała. Zdezorientowani, nie wiedząc co zrobić, postanowili oprzeć się na mapie satelitarnej w telefonie. Wyszukali, którymi leśnymi drogami będą w stanie dojść do zamierzonego celu. Wydawało się, że prędzej czy później i tak napotkają zgubiony szlak. Nie było powodów do paniki, ale wdarł się niepokój. Z mapy wynikało, że będą musieli dołożyć przez to kilka kilometrów, a ponadto będą przemierzali mniej uczęszczanymi drogami, gdzie dzika zwierzyna może czuć się swobodniej. A gdyby zdarzył im się jakiś groźny wypadek? - nikt by o tym nie wiedział całymi tygodniami. Pasmo górskie, w którym się znajdowali nie było popularne, a przez to sporadycznie odwiedzane. W środku letniej nocy, w środku mrocznego lasu, tkwili samotnie i wtedy ponownie poczuli ten zimny dreszczyk strachu. Nie mieli obaw, że się zgubili, bo w dzisiejszych czasach wystarczy sprawdzić na gps własną lokalizację, a dokąd by się nie poszło, to w promieniu kilku kilometrów znajdzie się jakąś wieś. I choć to była dobra wiadomość, to wcale nie poprawiła im humoru. Przecież mieli przejść się nocą po lesie i miło spędzić czas, a nie na każdym kroku zamartwiać się o swoje bezpieczeństwo. Szeptunowi przeszła po głowie myśl, by zrezygnować i wrócić drogą, którą przyszli. By wrócić na małomiasteczkową stacyjkę, na której wczoraj się wszystko zaczęło. Ale kiedy przypomniał sobie, o tym wszystkim co ich do tej pory spotkało, poczuł się podminowany i emocjonalnie zryty, lecz wiedział że musi się zdobyć jeszcze na wysiłek i jak najszybciej wyjść z opresji.
Szeptucha też nie była zadowolona, bo nie tak to mialo wyglądać. Uspokajało ją jedynie to, że miała stałą kontrolę nad ich położeniem w terenie. Nawigowała i potwierdzała właściwy kierunek marszu. Wyraźnie przejęła inicjatywę, widząc zgaszonego towarzysza wyprawy. Nie rozmawiali praktycznie ze sobą. Każde z nich robiło swoje. Szeptun wnikliwie obserwował otaczający las, wypatrując zagrożeń. Szeptucha zaś wskazywała zmiany kierunku na rozdrożach. Szli tak przeszło godzinę. Kiedy kończyli obchodzić wzniesienie, z niecierpliwością wyczekując świateł najbliższego miasteczka, mało nie doszło do poważnej kłótni. Nieoczekiwanie Szeptun uparł się, by podejść odrobinę pod szczyt wzniesienia, bo tam najprawdopodobniej przebiega zgubiony szlak. Szeptuchę to rozsierdziło, bo nie dość, że zmieniało przyjętą strategię, to nie dawało gwarancji powodzenia. Pierwotnie dała namówić się na to rozwiązanie, lecz kiedy leśna droga wyraźnie stawała się coraz węższa, by ostatecznie rozpłynąć się w ciemnym lesie - nie wytrzymała.

c.d.n.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Camera is a responsive/adaptive slideshow. Try to resize the browser window
It uses a light version of jQuery mobile, navigate the slides by swiping with your fingers
It's completely free (even though a donation is appreciated)
Camera slideshow provides many options to customize your project as more as possible
It supports captions, HTML elements and videos.